Byłam, wróciłam i nadal nie opuszcza mnie entuzjazm neofitki, która odkryła miejsce, gdzie są sami świetni ludzie – Polyglote Gathering w Bratysławie. Co przywożę po powrocie? Czego oczekiwać i dlaczego na pewno wybiorę się tam za rok? Zapraszam!
Browsing tag: sztuka uczenia siebie
Jak zacząć naukę języka obcego samodzielnie?
Nauka języka obcego to inwestycja czasu, energii i nierzadko pieniędzy. Jak się do tego zabrać? Jak nie mieć okresów przerwy i „przestoju” w nauce języka? Ten wpis będzie długi i przedstawi w 4 krokach, jak rozplanować swoje działania. To długi wpis. Weź kartkę, zrób herbatę i przeczytaj, żeby w końcu na poważnie wziąć się do roboty – czyli samodzielnie zacząć uczyć się języka obcego i nie przestać.
[3] Powtórki analogowo – czyli tego jeszcze w Internetach o fiszkach nie pisali!
W ostatnim wpisie, dużo było teorii skutecznego powtarzania. Dzisiaj przyjrzę się praktyce! Tej analogowej – z kartką, długopisem i odrobiną wyobraźni. Myślisz, że chodzi tylko fiszki? Absolutnie nie! Naukowo udowodniona skuteczność powtórek w interwałach – to nie tylko fiszki! Ba! Komputer też nie jest potrzebny. Dziś przyglądam się najbardziej popularnym metodom, kilka z nich skrytykuję np. z pomocą matematyki (czemu nikt tego jeszcze nie zrobił?) i zaproponuję jedną własną, która najbardziej mi odpowiada (razem z kalendarzem w Excelu!). Będzie długo i konretnie – zapraszam!
[2] Jak skutecznie powtarzać? – 3 reguły skutecznych powtórek
W poprzednim tekście wyjaśniałam, dlaczego powtarzanie to fundamentalna zasada skutecznej nauki. Gdyby to było takie proste, każdy z nas mógłby zostać geniuszem już dzisiaj! Dlatego zgłębię dziś temat powtórek i wytłumaczę 3 najważniejsze reguły skutecznego powtarzania. Jak powtarzać skutecznie? Co robić, żeby mniej się uczyć, a dużo i długo pamiętać? A w końcu dlaczego powtórki rozłożone w czasie to metoda, którą powinieneś/powinnaś wprowadzić do swojej codziennej rutyny uczenia się? W sumie przeczytasz o trzech technikach, które po prostu musisz poznać, by kompletnie zmienić swoje nastawienie do nauki! Zaczynajmy!
[#H10] 7 sprawdzonych sposobów na naukę, gdy nie chce Ci się absolutnie nic
Każdy by chciał uczyć się, nie ucząc. Także i ja. Ostatnimi dniami nie jestem w najlepszej formie do uczenia się. A przecież chcę! Stąd dzisiejszy wpis – co robić gdy chcesz się uczyć, ale sytuacja i okoliczności nie sprzyjają? Co zrobić gdy nie chce Ci się uczyć? W notatniku ląduje 7 niezawodnych sposobów na wyrzuty sumienia i na prokrastynację w języku obcym. Kto mi powie, że to przecież wcale nie jest nauka – niechże zamilknie pod ciężarem argumentu – oto właśnie inna lepsza twarz edukacji pozaformalnej!
Korzystajcie i jeśli macie inne (lub dla innych języków), koniecznie napiszcie w komentarzu!
Efekt Plateau, czyli dlaczego już się nie uczysz?
W lingwistycznym świecie krążą słuchy, że efekt plateau jest trochę jak łupież. Mieliśmy, znamy, wkurza, ale przejdzie. Jak go inaczej określić jak nie uporczywą dolegliwość? Uczysz się języka obcego już całkiem długo, ale nieoczekiwanie przychodzi to uczucie, że walisz głową w mur. Mimo ciężkiej regularnej pracy, masz już dosyć nauki, bo nie widzisz tych samych rezultatów co dotąd. Ot, witamy na płaskowyżu!
Dzisiejszy odcinek „sponsoruje” fjord Hardangervidda oraz Preikestolen jako przykład najpiękniejszych płaskich miejsc jakie mam zamiar zobaczyć w te wakacje :). Wszystkie fotografie pochodzą z serwisu www.visitnorway.com .
Plateau gorsze od grawitacji
Plateau. Romanista przetłumaczyłby szybko – płaskowyż. Efekt plateau, czyli płaskowyżu polega właśnie na regularnym pięciu się w górę, zakończonym sukcesem po którym… jakby nie wszystko układa się tak jak należy. Z jednej strony piękne widoki, z drugiej zmęczenie, ale i szczęście oraz satysfakcja, że się udało zajść tak daleko. Jednak spokój został zaburzony. Nie pniesz się już w górę, ponieważ wyżej wejść się nie da. Oczywiście, często pobyt na płaskowyżu sam w sobie może być dość komfortową sytuacją, w której można odnajdować się całkiem dobrze. W końcu to przecież finał pewnego etapu. Prawda jednak może zaboleć – tkwisz w miejscu i dalej nie pójdziesz.
Efekt płaskowyżu zaistniał w publicznej świadomości dzieki dwójce Amerykanów, którzy użyli tego sformułowania kilka lat temu w nazwach swoich cieszących się sporą popularnością książek. Bob Sullivan oraz Hugh Thompson (The Plateau Effect: Getting From Stuck to Success; a także 2014, Getting unstack: Break free of the plateau effect) aspirują do niecodziennego odkrycia uniwersalnego fenomenu natury. Zgodnie z ich definicją:
The Plateau Effect is a powerful law of nature that affects everyone. It’s built directly into the genetic code of ourbodies, and into the planet we inhabit. A real plateau means you have stopped growing. It means your mind and sensesare being dulled by sameness, by a routinewhich sucks the life and soul out of you, by getting less and less out of life while doing more and more.[Efekt Plateau, eng]
Trzeba im oddać ukłon za perfekcyjne targetowanie tego zjawiska-produktu. Według tej definicji, plateau jest jak grawitacja, prędzej czy później każdy odczuje jego efekty. Do jego ofiar zalicza się m.in. sportowców, terapeutów, muzyków, a nawet odczuwających coraz większą obojętność małżonków czy apatycznych pracowników firm, którzy z gorzką rezygnacją akceptują niesatysfakcjonującą ich, lecz wygodną, rzeczywistość. A! Niezapominajmy oczywiście o najbardziej interesującej grupie – ofiarami tego efektu padają niezwykle często osoby uczące się, a już najczęściej te uczące się języków obcych!
Czym jest efekt plateau?
Przypuszczam, że nie tylko mnie definicja „uniwersalne prawo przyrody” wydaje się mocno przesadzona. Pomyślisz – to może chodzi po prostu o „tkwienie w strefie komfortu” – a będziesz w błędzie. Istotnie, ludzie bardzo często przyzwyczajają się do sytuacji, w której utknęli, ale wejście na płaskowyż wymaga przecież wysiłku i pokonania wielu trudności! Tymczasem znalezienie się w strefie komfortu i niewychodzenie z niej, może po prostu oznaczać, że nigdy nie wyszedłeś poza znajome sobie podwórko.
Wyobraź sobie, że ciężko pracujesz by: a) schudnąć; b) przygotować się do egzaminu zawodowego/na prawo jazdy; c) nauczyć się języka, na przykład niemieckiego. Od X miesięcy poświęcasz na osiągnięcie tego celu wiele czasu i energii. O ile na początku osiągasz bardzo dobre rezultaty (przerabiasz jakiś podręcznik/ umiesz parkować /schudłeś 5 kg/ odmieniasz poprawnie przymiotniki, albo umiesz zrobić transformacje na stronę bierną zaraz po przebudzeniu z rana), to po pewnym czasie widzisz, że postępów jest coraz mniej i mniej i mniej … Osiąganie Twojego celu sprawia Ci coraz mniej radości, z coraz większym trudem zabierasz się do nauki, cel przestaje Ci się wydawać taki atrakcyjny jak wcześniej, a wręcz powoduje smutek i zniechęcenie. Nadal chcesz dawać z siebie dużo i wytrwale pracujesz tak dużo jak na początku (albo nawet jeszcze więcej!), ale rezultaty są mniejsze od oczekiwanych. Czujesz, że coś jest nie tak, i tak naprawdę masz po prostu ochotę rzucić to w kąt.
Oto jest właśnie płaskowyż.
Droga do plateau
Wejść na płaskowyż jest dużo łatwiej niż myślisz. Badania wśród dzieci szkół podstawowych pokazują, że nawet one doświadczają etapu plateau w starszych klasach, jeśli chodzi o umiejętność czytania (źródło). Uczą się tyle samo, ale efekty są mniejsze, niż na początku. W przypadku nauki języka obcego jest to również nieuniknione. Przykłady na pewno znasz z życia.
Brak motywacji
Czemu nauka języka przed maturą przychodzi tak łatwo? Jak to jest, że ukochany/a z kraju, którego języka się uczysz, tak bardzo przyspiesza przyswajanie wiedzy? Albo perspektywa pracy czy studiów, w kraju, którego język znasz marnie lub tak sobie?
Uczysz się szybko, efektywnie, regularnie, chcesz osiągnąć pewien poziom, zdać maturę lub certyfikat. Wtem – udaje Ci się. Osiągasz cel!!! A potem? Potem nic. Już nie masz motywacji. Chcesz się zabrać za naukę, kontynuować, ale… coś się zmieniło. Nie pozostaje nic innego jak poleżeć na płaskowyżu i się poopalać, drżemiąc.
Niewłaściwe metody nauczania
Plateau dość łatwo osiągnąć poprzez wybów metod nauczania nieadekwatnych do preferencji, upodobań, stylu uczenia się czy wręcz do poziomu.
Wyobraźmy sobie takiego Kazika, który uczy się na studiach angielskiego bo wiadomo, teraz angielski wszędzie chcą. Po prostu przykłada się do lektoratu, robi wszystkie zadania, uczy się czasów, stron biernych, przyimków itd. Zdaje egzamin na 5,0. Jest nawet zadowolony z siebie. Podchodzi z rozpędu do certyfikatu i jakoś udaje mu się zdać „firsta”. W wakacje trafia mu się fajna praca za barem, gdzie jest sporo turystów. Któregoś wieczora zjawia się grupa, okej, zlitujmy się nad nim, Węgrów z Erasmusa – i… zatkało go. No przecież zdał na piątkę, ale kiedy to było, a… poza tym to „nas uczyli tylko gramatyki”.
To przykład metod nauczania niedobranych do motywacji oraz celu nauki. Kazik po prostu chciał mówić i używać języka. Lektor pewnie bardziej przygotowywał grupę pod kątem egzaminów, które grupa chciała zdać, ale o ćwiczeniu komunikacji Kazik zapomniał i zadowolony z siebie trwał na swoim płaskowyżu. To przydażyło się także mojej siostrze, którą ten właśnie szok dotknął, gdy wyjechała na Erasmusa i wszystkie wykłady były po angielsku! A przecież sądziła, że zna ten język dobrze! Zejście z takiego płaskowyżu jest na początku bolesne, ale efekty językowe nie dają na siebie długo czekać. Przy takiej motywacji szybko zobaczysz, że osiągasz wyraźne efekty!
Nietrafiony wybór metod może Cię dotknąć na przykład, gdy uparcie uczysz się niemieckiego rozwiązując np. zadania gramatyczne, podczas gdy jesteś obdarzony/a dobrym słuchem muzycznym. Jeśli potrafisz się dogadać po angielsku, tylko dlatego, że ciągle oglądasz angielskie filmy na youtube, to cóż – moja rada – połóż trochę większy nacisk na spędzanie czasu z językiem poprzez kanały atrakcyjne dla ciebie np. podcasty czy interaktywne media. Gramatyka jest ważna, ale wybór metod, które sprawiają Tobie przyjemność, to ważny element profilaktyki przed efektem plateau.
Niewłaściwy poziom
To akurat przydarzyło się mi z hiszpańskim. Mam słomiany zapał, dlatego ucząc się języka szukam zajęć w grupie, by podstrzymać motywację i pracować nad swoją regularnością, z którą wiem, że mam problem. Późną jesienią 2014 zapisałam się więc do szkoły językowej od razu na 2 semestry na poziomie A1. Po pierwszym semestrze mogłam to porównać tylko do walenia głową w ścianę, a hiszpański przestał mi sprawiać taką frajdę jak wcześniej. Dlaczego?
Na początku uczyłam się chętnie, ale bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że … te zajęcia są za łatwe, zarówno podręcznik jak i wymagania nauczycielki. Mimo, że uczyłam się dużo poza lekcjami z materiałów z internetu, a potem z Multikursu (moja recenzja), to bardzo szybko okazało się, że rozumiem 95% materiału z zajęć bez sprawdzania w słowniku! Co gorsza, współkursanci/tki narzekali, że jest za trudno!
Po 3 miesiącach zauważyłam, że jedyne co muszę robić, by być najlepsza w grupie, to … wykonać pracę domową. I tyle. Mimo dodatkowej nauki, nie widziałam żadnych rezultatów, bo nie mogłam tej dodatkowej wiedzy nigdzie wykorzystać. Gdy próbowałam użyć jakiegoś nieco trudniejszego słowa lub synonimu, pozostałe osoby z grupy zarzucały mi, że zawyżam poziom (A1)! No bo tego nie było w podręczniku na tym poziomie! Ale czy to naprawdę znaczy, że mam tego nie chcieć umieć?!
To nie tak, że ja jestem jakimś geniuszem. Dla nikogo, oprócz lektorki, hiszpański nie był jedynym językiem opcym. Problem polegał na tym, że ja robiłam prace domowe oraz dodatkowe zadania (bo sprawiało mi to frajdę) i uczyłam się częściej niz 2 razy w tygodniu, a oni nie robili nawet prac domowych. Te lekcje pod koniec naprawdę mocno mnie męczyły, ukończyłam kurs… zrobiłam 3 miesiące przerwy wakacyjnej od hiszpańskiego, a potem bez skrupułów zmieniłam szkołę na inną. Niestety, przez całe wakacje nie miałam nawet ochoty zbliżać się do hiszpańskiego.
Jak wyjść z takiego plateau? Powinnam była zmienić grupę na wyższą już po pierwszym semestrze, a zaległości nadrabiać samodzielnie. Mogłam też poszukać korepetycji lub po prostu innej możliwości używania tego języka, w miejscu i z ludźmi, którzyby mnie motywowali.
Zły moment
Czasami nie da się tego uniknąć. Uczysz się języka ukochanego, kiedy … on Cię zostawia bez słowa. Oblewasz kolejny raz egzamin na studiach z języka, który wydawało Ci się, że jest twoją pasją. Wyjeżdżasz do kraju, którego języka uczysz się już długo … a w ciągu pierwszych 3 miesięcy zostajesz pobity dwukrotnie, raz lądujesz w szpitalu, albo po pół roku kolega z pracy daje Ci jasno do zrozumienia co myśli o emigrantach. Musisz donieść na niego do szefa. Oficjalnie, bo inaczej szef, również by te złośliwe teksty zignorował. To są historie, których zdarzyło mi się doświadczyć lub usłyszeć od moich bliższych i dalszych znajomych. I co teraz z językiem? Zostawić? Zaprzepaścić cały ten czas, który z nim spędziłeś? Pozostać w tym zniechęceniu do narodu i języka?
Język to medium, którym porozumiewają się ludzie. W każdym kraju są ludzie dobrzy i źli, uczynni i chamscy, uczciwi z sercem na dłoni i cwani przestępcy. W Polsce też tak jest. Po prostu miałeś pecha trafiać na kiepskie osoby, które przypadkiem używają języka który znasz.
A więc nie – cokolwiek się dzieje, nie poddawaj się i szukaj inspiracji w osobach, które są Ci życzliwe i w rzeczach, które Cię fascynują.
Brak inspiracji
Sometimes plateaus happen slowly. We don’t realize that what we’ve been getting less for our efforts. (…) Our very senses are wired to stop responding to the same stimulus. [Bob Sullivan, Forbes]

Ukończenie kursu czy podręcznika to czasem najgorsze co może Ci się przytrafić. Czas poszukać inspiracji gdzie indziej i nie spoczywać na laurach!
Mój zły moment przytrafił mi się ostatnio. Nie był aż tak tragiczny, ale stres związany z przygotowaniem do egzaminu zawodowego, jednak nie służył nauce hiszpańskiego. Zajęte weekendy, dodatkowa nauka po pracy i szczerze, siedzenie nad książkami przestałobyć tym na co naprawdę czekam po pracy.
Co gorsza, w tym czasie udało mi się ukończyć kurs, o którym pisałam tutaj (Recenzja kursu Multikurs.pl). Żeby tego było mało, na blogu A poquitos, przeczytalam, że autorka zabiera się za certyfikat DELE (klick). Zainspirowana, zrobiłam test, ja – która tego dnia, dopiero od pół roku uczyła się w grupie na poziomie A2, i od tygodnia w grupie na poziomie B1+ (tak tak, na przełomie semestru zmieniłam grupe na wyższą o 2 semestry całkiem przypadkowo >_<) i… – wyszło, że mogłabym się do tego certyfikatu też śmiało zacząć przygotowywać!
Czyli po co się uczyć, skoro to tak łatwo przyszło? Mogę trochę odpuścić ten hiszpanski, skupić się na egzaminie zawodowym i.….tak oto cichutko hiszpański zszedł na margines mych aktywności pod koniec lutego, aż do początku kwietnia. Ani się obejrzałam, a mój płaskowyż został cichcem zdobyty. Brak inspiracji to najgorsze co może Ci się przytrafić!

Jeśli też chcesz się dowiedzieć jaki masz poziom, egzamin możesz zrobić to pod tym linkiem.
Tak Lili – witaj na plateau! Złe metody + zły moment. Czas wrócić na dół i zacząć z inną górą do zdobycia.
Jak sobie poradzić z plateau?
„Just try harder. Just do more” – to najgorsze co możesz zrobić.
Jaka jest na to recepta? Najprostsza. Najwyższy czas, żeby coś zmienić.
Na przykład podręcznik. Albo nauczyciela. Albo metodę. Albo po prostu odpocząć. Trudno oczekiwać innych rezultatów, jeśli cały czas robisz dokładnie to samo!
Plateau nie jest stanem permanentnym, zakłada raczej tymczasowe wycowanie się na drodze do pójścia dalej – wyżej. Innymi słowy, zejdź ze swojego płaskowyżu, cofnij się, odpocznij, rób z językiem obcym tylko to, co sprawia Ci przyjemność, przemyśl swoje metody i zacznij szukać wśród rzeczy, których naprawdę chcesz się nauczyć i metod, które naprawdę sprawiają Ci przyjemność lub przynajmniej Cię motywują.
(…)“ceiling” implies permanence; plateau implies a temporary leveling off on the way to higher ground. That simple reframing trick is very helpful. [Bob Sullivan]
- Jeśli pracujesz za ciężko, najprawdopodobniej zmęczenie stoi na przeszkodzie.
- Jeśli korzystasz z tylko jednego podręcznika, poszukaj dodatkowych materiałów. Jeśli jakiś kurs skończyłeś, trudno, rozejrzyj się za nowym.
- Jeśli robisz pamięciówę ze słów, może poczytaj więcej o mnemotechnikach albo szukaj tych słów w innych kontekstach, by uczyć się ich efektywniej. (Przykład? Jak nauczyć się nazwy norweskiego płaskowyżu Hardangervidda? W mojej głowie to zielona twarda siekiera pełna żółci ze złości, która wylewa się ze starego niedobrego trolla, który wita mnie na wybrzezu norweskiego fjordu, wchodzącego w głąb płaskowyżu;). Znasz tą mnemotechnikę? W niej, kolor zielony koduje język angielski i słowo „hard”, czyli twardy np. jak siekiera. Jest zielony ze zlosci po angielsku anger, vidda nie ma koloru, bo kojarzy mi się z polskim „powitać”. Hard-anger-vidda. Mnemotechniki mogą okazać się całkiem przydatną metodą do uczenia się słów na pierwszy rzut oka niezapamiętywalnych!).
- Jeśli masz dosyć przerabiania tekstów typu jedzenie, podróże czy ekologia, ustaw sobie google na przykład na hiszpański i kliknij BUSCAR CON GOOGLE. Szukaj niezapomnianych miejsc, które chciałbyś kiedyś odwiedzić PO HISZPAŃSKU albo typowych smakołyków z regionu Asturii, albo poczytaj o ogromnym projekcie stworzenia sieci paneli solarnych na Saharze, która zasili Hiszpanię w darmowy prąd (klik klik)! Czytaj wikipedię!
- Jeśli lubisz muzykę, szukaj jej w języku, którego się uczysz.
- Jeśli męczy się już powtarzanie odmian, poszukaj podcastu, bloga o języku, którego się uczysz.
Zmień coś. Różnorodność to najlepsza recepta.
A co ja zmieniłam by zejść z mojego plateau?
Metodę i mniej presji! Znam już sporo słów. Najwyższy czas by je wykorzystywać w mowie i w piśmie. Bardzo chcę poprawić poziom swojej gramatyki i nabrać pewności w formach, których używam. Ale najważniejsze, to nie tracić motywacji i frajdy. Postanowiłam więcej, a przede wszystkim codziennie coś czytać, zaczynam częściej korzystać z internetu hiszpańskiego, rozglądam się za motywacją i przyjemnością, która płynie z faktu, po prostu używam języka, którego się uczę. I nie przestaje on zaskakiwać. I nie narzucam sobie na razie aż takiego tempa.
A może to był po prostu czas by przejść się do kina (na przykład na Tydzień Kina Hiszpańskiego), połączyć przyjemne z pożytecznym i przypomnieć sobie ile to jeszcze ciekawych rzeczy można się w tym języku nauczyć?
A czy Ty masz swoje metody na efekt plateau :)?
Lili
Recenzja kursu Multiwords: zobacz czy naprawdę uczy szybko i skutecznie?
Ostatnio często mam wrażenie, że moja historia z platformą multikurs.pl i kursem Multiwords (MultiSłówka) to love & hate story. Z jednej strony, dzięki niej mój hiszpański zaczął rozwijać się w zastraszająco szybkim tempie. Z drugiej, po 295 dniach nauki z nim, 249 sesjach w kursie i aktualnym jego wykonaniu na poziomie 91,17% czuję, że już mi się nie chce. Najwyższy czas na recenzję!
Multiwords, czyli co?
Multikurs.pl to platforma e-learningowa, służąca do nauki języków obcych, m.in. języka hiszpańskiego. Oferuje trzy kursy hiszpańskiego: MultiSłówka (MultiWords) oraz dwa kursy Profesor Pedro (poziom początkujący i poziom średniozaawansowany). Dzisiaj, kilka słów o pierwszym z nich.
Ktokolwiek korzystał z kursów Profesor Henry (angielski) czy profesor Klaus (niemiecki) ten na pewno skojarzy również wersję hiszpańską profesor Pedro! Kursy te istnieją na rynku już kilkanaście lat! Gdy szukając programu komputerowego do bezstresowej nauki słownictwa natknęłam się na tę Multiwords, byłam wniebowzięta! Nareszcie coś, z czego można korzystać online i bez płyty, a w dodatku z aplikacją mobilną do robienia powtórek. Widać, że dodatcja ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka została efektywnie wykorzystana, bo z dość analogowego dotąd produktu, udało się zrobić kurs Multiwords dużo bardziej przyjazny użytkownikowi niż dotąd.
Hiszpański w 30 DNI? (1)
Ilekroć widzę w księgarniach takie poradniki, zawsze się zastanawiam kto w to wierzy.
Chiński w 30 dni, angielski w miesiąc, Deutsch in 30 Tage, hiszpański w 30 dni. Serio? Do dziś pamiętam zażenowaną minę znajomego Brazylijczyka, który pokazywał mi właśnie taki kurs do nauki języka polskiego. Uczył się rosyjskiego – w Polsce – i uznał, że do nauczenia się podstaw taki kurs to dobry pomysł. Nie wiedział, czemu mu nie szło.
A jednak ktoś w to wierzy!
Samouczki kłamią
Nie wierzę samouczkom, ale sama logika przedsięwzięcia przecież nie jest głupia!
Wystarczy policzyć:
2 godziny dziennie x 30 dni = 60 godzin w miesiąc!
W szkole językowej to byłoby pół semestru! A co gdyby pocisnąć ze 2 miesiące? Cały jeden poziom w 2 miesiace!? Czy to wogóle możliwe?
Według mnie tak! Ludzie robią przecież różne rzeczy i oczywiście przy dużej dozie motywacji wszystko można osiągnąć. Intensywne kursy Berlitz obiecują podobne rezultaty. Widzę tylko jedno „ale”. 2 godziny nauki oznacza 2 godziny zajęć/lekcji / samokształcenia, czyli przyswajania słów, gramatyki i doskonalenia umiejętności. Cały trik polega na tym, że to nie wszystko!Read More