Tjenare! Ostatnio nie udzielam się zbyt dużo w internetach, ponieważ uczę się nowego języka! Dziś mija 32 dzień mojego udziału w Add1Challange, czyli od 32 dni uczę się języka szwedzkiego. Skąd w ogóle ten pomysł, o co chodzi w wyzwaniu i jak mi idzie w krótkim podsumowaniu dzisiaj.
Co to jest Add 1 challange?
To wyzwanie językowe organizowane przez Fluent in 3 months. Idea zrodziła się z pytania: „jak nauczyć się 8 języków obcych?”. Odpowiedź: „Naucz się 7 i dodaj jeden (learn 7 languages and add 1). ” Kolejne pytanie: „Jak nauczyć się 7 języków obcych?” „Naucz sie 6 i dodaj jeden”.
I tak dalej.
W ramach wyzwania tworzona jest grupa zaangażowanych osób, które wspierają się w czasie nauki. Wszystkie przystępują do wyzwania w tym samym czasie. Każdy z uczestników kręci film przed przystąpienie do wyzwania w tzw. dniu 0, a potem dnia 30, 60 oraz dnia 90. Celem jest przeprowadzenie 15 minutowej konwersacji w danym języku na koniec wyzwania w dniu 90.
Jeśli nie zaczyna się od zera, można po prostu ustalić sobie inny cel, na przykład aby temat rozmowy był bardziej wysublimowany lub trudniejszy.
Dlaczego zgłosiłam się do Add 1 Challange?
Po prostu zawsze chciałam wziąć udział w wyzwaniu add1challange. Tyle o tym słyszałam i chciałam zrozumieć, na czym polega magia tego wyzwania? Czy warto płacić tyle pieniędzy słynnemu Benny’emu Lewisowi czy Shannon Kennedy za możliwość porozmwiania z nimi (i z innymi uczestnikami oczywiście)? (Jeśli pojedziesz na Polyglote Gathering do Bratysławy też możesz z nimi pogadać). Czy te ich metody są jakieś lepsze niż metody „normalnych” ludzi, nie celebrytów? Chciałam tego doświadczyć. (A po zgłoszeniu się przez tydzień chodziłam przerażona i spanikowana, że nie dam rady, bo doba nie jest z gumy).
Z czym ja mam problem? Nie mogę sobie sama zrobić wyzwania?
(Następnym razem chyba zrobię, serio :D ).
Zawsze wydawało mi się, że jeśli chcesz – możesz nauczyć się języka. Nic prostszego. Wystarczy dobra organizacja, kilka ulubionych metod oraz trochę wytrwałości oraz dużo systematyczności. Koniec.
Z biegiem lat, odkryłam, że to staje się coraz trudniejsze.
„Ogarnianie życia” zajmuje dużo czasu i z biegiem lat „nie chce się” częściej i więcej. Dużo u mnie tego jest ostatnio. Nowa praca (znowu niejęzykowa), sporo nadgodzin, wyjazdy służbowe, nowe mieszkanie, planowanie remontu, a gdzie jeszcze bliscy czy hobby (3 godziny rosyjskiego tygodniowo, od 4 do 8 godzin rysunku i malarstwa tygodniowo, a i jeszcze blog… a tak … i JESZCZE SZWEDZKI?!)
Zaraz – jaki szwedzki? Przecież kończą mi się doby w tygodniu, po co mi jeszcze szwedzki?
Cóż, jeśli też masz taką słabość do języków jak ja, pewnie zrozumiesz. CZASAMI PO PROSTU NIE MOŻNA SIĘ OPRZEĆ. Zawsze chciałam nauczyć się języka skandynawskiego :)! Od matury o tym marzyłam! A teraz po prostu nadarza się okazja!
Drugi powód jest trywialny – biorąc udział w Add1Challange chciałam zobaczyć czy to działa. Najłatwiej zobaczyć to na języku, którego się nie zna i którego nigdy się nie uczyło. Zaczynałam już z wieloma językami, ale szwedzkiego nigdy nie tknęłam, toteż padło na szwedzki.
Kiedy dostałam zaproszenie do add1challange, pomyślałam, że zwariowałam i że nie wiem co robię (ale robię to). Tyle kasy za zgłoszenie się do projektu, który … ma mnie po prostu zmotywować? Przecież ja nie mam czasu się wyspać, a co dopiero uczyć drugiego języka? Z drugiej strony, te wyzwania są organizowane tak strasznie rzadko, a ja zgłosiłam sie już pół roku wcześniej, więc… nie mogłam się nie zgłosić… :)
Po 30 dniach jeszcze wstrzymam się z ostateczną opinią, ale jedno wiem już teraz.
To właśnie dlatego tak działa, że aż tyle kosztuje.
Muszę się przyznać. Nie chce mi się uczyć jak cholera, mam tyle rzeczy, które pochłaniają moje myśli aktualnie dużo bardziej niż szwedzki. A jednak praktycznie codziennie sięgam do szwedzkiego nawet mimo zmęczenia, czy długiego weekendu majowego. Czemu? Szkoda mi kasy! I głupio mi, że wszyscy uczestnicy jakoś dają radę, a ja nie mogę?
Jest nawet gorzej. Jestem absolutnie przerażona faktem, że mam rozmawiać z kimś po 90 dniach wyzwania. Mija 30 dni a ja odkładam to mówienie najbardziej jak mogę. Świadomie wiem, że po prostu MUSZĘ KIEDYŚ ZACZĄĆ mówić więcej. Logiczne argumenty znam. Podświadomie, mówię sobie, że mam jeszcze czas, ale tak naprawdę umieram ze strachu, że mam zacząć!
Ten szwedzki akcent jest dla mnie tak nienaturalny, ciągle czuję jakbym mówiła coś śmiesznie i czuję się zwyczajnie głupio mówiąc w tym języku. Ale jak mam inaczej zacząć „mówić po szwedzku” jeżeli .. unikam mówienia?
Zawsze można zacząć mówić nieco później, prawda? Czemu dziś, skoro mogę za tydzień? Wymówki, które już przerobiłam: „Może na początek po prostu poszukam kogoś w Gdańsku – blisko od domu, na pewno znajdzie się jakiś korepetytor, przecież do Szwecji jest blisko, a nauczyciel face-to-face jest zawsze lepszy”. Akurat. No i nadszedł w końcu ten mail od add1challange – „znajdź sobie 3 różnych partnerów językowych i odbądź z nimi rozmowę w ciągu najbliższych 10 dni”. Z trwogą, nieśmiałością oraz ogromnym stresem umawiam 3 godzinne lekcje z nejtiwami szwedzkiego przez italki, bo takich na żywo jakoś nie udało mi się znaleźć. Co gorsza, wiem, że na 3 się nie skończy.
Niby wiem, że trzeba zacząć kiedyś mówić w zupełnie nowym języku. Jednak za każdym razem ten początek stresuje mnie tak samo mocno. Może to wrodzone, nie wiem.
Na pierwszej konwersacji na italki ze stresu zapomniałam praktycznie WSZYSTKO co umiałam po szwedzku. Nie pamiętałam nawet ‚jak masz na imię” ani „dzień dobry”. Moja lektorka musiała sama zacząć mówić i dopiero wtedy trochę się odblokowałam i zaczęłam sama formułować zdania.
Czuję się jak przedszkolak zostawiony przez mamę w drzwiach 1 września. To jasne – „przyzwyczai się, to dobre dla jego rozwoju”. Ok, jest rozwój, pewnie, po miesiącu czuję różnicę, ale i tak zazdroszczę tym wszystkim ekstrawertykom, którzy „wstają i mówią”.
Nikt nie obiecywał, że będzie lekko. No to nie jest ;).
Napiszę Wam za miesiąc jak idzie mi ten szwedzki, a tym czasem do zakończenia challange’u raczej nie będzie nowych postów. Jeśli ktoś się wybiera na Polyglote Gathering 31 maja do Bratysławy, koniecznie dajcie znać! Też tam będę!
Ps. To zdjęcie ilustruje ja mniej więcej mi idzie nauka szwedzkiego – „hallo, gdzie jest ląd? O kurcze chyba spaaaadaaaam… a tam wiry kipiel i … o jaki ładne szwedzkie krajobrazy na horyzoncie” ;).